wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 1.


Harry's Pov
  Ruszyłem w głąb korytarza, wprost do gabinetu ojca. Nie rozumiem o co takie wielkie halo... przecież ja nic nie zrobiłem!

Retrospekcja
  Idąc korytarzem szkoły, jak zwykle wszyscy się ze mną witali, nawet ci, których nie znałem. Pozornie zwykły dzień. No, ale cóż... pozory mylą. 
  Podchodząc do mojej szafki zauważyłem opierającą się o nią dziewczynę, jakby czekającą na kogoś.  Pomyślał bym, że na mnie, ale ja jej nawet nie kojarzę. Pewnie jest nowa. Może chce abym jako przewodniczący ją oprowadził, czy coś? Nie mam pojęcia. 
W końcu dotarłem do mojego celu. Dziewczyna mnie nie zauważyła, zważając na to, iż miała ona przymknięte powieki. Była blądynką. Miała ostry, ale dla jej twarzy nie zbyt widoczny makijaż oczu. Usta delikatnie podkreśliła błyszczykiem. Nie była ubrana jakoś wyzywająco, ale sam fakt, że nie nosiła ona mundurka bardzo ją wyróżniał z pośród innych uczniów. Rozwiewała samą swoją osobą tajemniczą aurę, co trochę mnie onieśmielało. Nie odstraszało mnie to, ale wręcz przeciwnie - przyciągało. Kto jak kto, ale ja nigdy nie miałem problemów z dziewczynami.
-Będziesz się tak dalej gapił jakbym stała na wystawie? - spytała kpiąco uchylając jedną powiekę.
-Um... - "no dawaj Harry, wysłów się" - Sorry. Po prostu stoisz przy mojej szafce. - powiedziałem tak szybko, że nawet nie wiem czy dziewczyna mnie dobrze usłyszała. "Co to miało być?!" 
O dziwo od razu zrozumiała i przesunęła się, abym miał dojście do szafki. 
"Jak by tu zacząć rozmowę... już wiem! "
-Jesteś...
-Ta - ucięła nie dając mi dokończyć.
-Skąd wiedziałaś, że...
-Chciałeś o to spytać? Czy jestem nowa? - pokiwałem twierdząco głową - wszyscy zawsze pytają o to samo. Czyli jesteś jak inni. Czyli nie wiem po co wogóle tracę czas na rozmowę z tobą. 
-A jednak... może jest we mnie coś innego?
-Hm... - mówiła nie otwierając powiek - Stoisz tu ze mną jak kołek, zamiast jak inni iść na lekcje.
-Bo jest już po dzwonku - dodała.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę,  że oprócz naszej dwójki korytarz świeci pustkami. 
-Gdzie masz teraz lekcje? Jako przewodniczący powinienem cię odprowadzić - posłałem jej mój uśmiech z serii "To ja, ten popularny".
-Nie idę na lekcje - odparła - A ty jako "przewodniczący" - (zrobiła cudzysłów w powietrzu) - musisz też iść ze mną?  - zapytała znowu sobie ze mnie kpiąc.
-Nie. Chcesz olać pierwszy dzień w nowej szkole?
-Ta.
-Serio?!
-Słuchaj "panie przewodniczący", albo idziesz ze mną,  albo wracasz spóźniony na nudną lekcję. Hm...?
-Dobra, wygrałaś.
-Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że odmówisz... - westchnęła. 
-A tak wogóle to jestem Harry. Harry Styles - powiedziałem podążając za nią - A ty? - dodałem.
-Amanda Stone.
-Miło mi - uśmiechnąłem się do niej.
-A mi nie bardzo... 
Podczas, gdy szliśmy... właściwie to nie wiem gdzie, wogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Było to tak bardzo krępujące! Kilka razy próbowałem się odezwać do Amandy, ale jakoś nie miałem odwagi. Jednak w końcu się przełamałem.
-Słuchaj... yghym... dokąd idziemy? 
-Do centrum - odpowiedziała jakby to było oczywiste. 
Faktycznie. Po chwili przed nami ukazał się budynek. Dlaczego wcześniej go nie zauważyłem?! 
  Weszliśmy do środka i ruszyliśmy w stronę sklepu z antykami.
-Wow... nigdy w czymś takim nie byłem. 
-Nigdy? No tak. "Pan przewodniczący" nie ma czasu na takie bzdury...
-Ugh... nie mów tak do mnie!
-Och... ty jednak umiesz mówić bez jąkania.
-Po prostu jesteś.. inna.
-To chyba dobrze.
-Nie dla każdego. 
-Więc po cholere tu ze mną przyszedłeś? - milczałem. Właściwie nie wiem dlaczego tu z nią jestem. Tak sobie. Lubie wyzwania, a ona jest w pewnym sensie dla mnie wyzwaniem.
-Skoro tak ci przeszkadza moja "inność",to wracaj do domu. I tak nie opłaca ci się na lekcje.
-Nie, zostanę - oznajmiłem, a Amanda popatrzyła na mnie jak na idiotę. W jakimś sensie przed chwilą podważyłem swoje zdanie.
-No co? Coś w tobie jest... - przywołałem moje słowa sprzed godziny.
  Dziewczyna przyglądała się branzoletce na wystawie. Chyba jej się spodobała, ale normalnej dziewczynie raczej podobała by się jakaś złota, czy coś. Tak... ona nie jest normalna. "Ty nie jesteś normalny"   rzekł irytujący głosik w głowie. 
Po chwili zwiedzaliśmy cały sklep. Po drodze wpadł na mnie jakiś idiota, a ja na to: "Uważaj jak łazisz bałwanie", co spotkało się z małym uśmiechem u mojej towarzyszki. Albo to ja towarzysze jej? Ona mi, ja jej... "oj Harry, ty to masz dziwny tok rozumowania" - wwestchnęła moja podświadomość. Tak. Taki właśnie jestem. Dziwny.
-Ja będę się już zbierała. Ty nie wiem... jak sobie chcesz.
-Okej. Sam nie będę tu - zorientowałem się, że Amanda jest już po za sklepem. Biegiem ruszyłem za nią. Właściciel dziwnie się na mnie popatrzył. Gdy już przebiegałem przez wyjście, bramka niebezpiecznie zawyła.
-Stać! Złodziej! - krzyczał właściciel. I takjuż jej nie dogonię. 
-Zaraz... to jakaś pomyłka - tłumaczyłem.
-Jak to?! - darł się na całe centrum, zwracając tym uwagę przechodniów - Sam widziałem, jak przez dobre kilkanaście minut stałeś przy stoisku! Straż! 
-O co chodzi? - zapytał jeden z funkcjonariuszy.
-Złodziej! 
-Proszę się uspokoić. Zaraz to sprawdzimy - jeden z nich zaczął mnie przeszukiwać, drugi zaś podszedł sprawdzić sklep.
-Hm.. ciekawe - powiedział sprawdzający mnie strażnik, podnosząc branzoletkę z mojej kieszeni. To ta sama, co tak bardzo podobała się Amandzie! Co za suka! Chciała mnie wrobić. Ale po co?
-Panie władzo, to nie należy do mnie.
-Tak, tak... nie należy. Bo chciał pan to ukraść. 
-Ja naprawdę nie...
-Jedna branzoletka... bezcenna. Zniknęła - powiedział drugi funkcjonariusz, podchodząc  do nas.
-To ta?
-Tak. Widziałem jak ten przestępca kilkanaście minut stał przy tym stoisku. Z resztą nie był sam. Pewnie ze wspulnikiem - dopowiedział sprzedawca.
-Ale ja nie mam z tym nic wspólnego! 
-A ma pan alibi?
-To prawda, że tam stałem. Ze znajomą,  może ona coś wie...
-A więc pójdzie pan z nami.
-Ale.. ugh. Dobrze, ale ja naprawdę nie mam z tym nic wspólnego. 

▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶

  Wysadzili mnie do celi jak jakiegoś przestępce. Na serio, to głupie. Po co miałbym to kraść? Mógłbym mieć miliony takich...
Do środka wszedł, jak sądzę, inspektor Jackson. Właściwie to przeczytałem to z plakietki na jego uniformie. Nie spuszczał wzroku, ze swojego notesu, w którym zawzięcie coś notował. 
-Proszę dowód... - powiedział obojętnie. 
-Jeszcze nie mam. Dwa dni temu wyrabiałem. Ale mam legitymację szkolną - podałem mu owy dokument. Otworzył szerzej oczy ze zdziwienia.
-Styles? Syn pana Edwarda Stylesa?
-Tak. Po co miliarderowi taka branzoletka? Naprawdę nic nie zrobiłem.
-Wierzę ci synu... zrobię co się da. Najpierw zadzwonię do twojego ojca - tylko tego brakowało. Jak chcesz mi pomóc człowieku, to wolę już odsiedzieć, niż wracać do tego dupka i jego dziuni! 
  Siedziałem tak i wystukiwałem znany tylko sobie rytm. Po co ona to zrobiła? Po co do jasnej cholery Amanda miałaby mnie wrabiać? Aż tak mnie nie znosi?
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. 
-Masz szczęście młody. Twój ojciec już wszystko wyjaśnił. Po obejrzeniu monitoringu, okazało się, że jakiś zbir to panu podrzucił.
-Zbir? A nie dziewczyna?
-Nie - w jakimś małym stopniu mi ulżyło, ale wiem, że czeka mnie jeszcze rozmowa z ojcem.
-Porozmawiamy w domu - rzucił tylko mój najukochańszy tatuś i wyszliśmy z komisariatu. Już wiem, że to nie będzie przyjemna rozmowa...
Koniec retrospekcji

  Zapukałem delikatnie w idealnie gładką strukturę dębowych drzwi.
-Wejść!  - usłyszałem ostry ton głosu ojca.
Siedział tam. Za swoim biurkiem patrząc za okno. Wydawał się taki spokojny, ale ja wiedziałem jak bardzo jest zły.
-Znów przynosisz mi wstyd, synu - zabolało. Niby go nienawidzę, ale to i tak boli.
-To przecież... - zacząłem tłumaczyć,  ale on oczywiście mi przerwał.
-Zamiast wyjaśnić tą sprawę i nie przeszkadzać mi w pracy, ty dałeś się zapakować do paki! - krzyknął waląc pięściami w biurko.
-Ale...
-Nie skończyłem jeszcze! Jak ty chcesz przejąć moją firmę z takim usposobieniem?!
-A mowiłem kiedyś, że chcę?!
-A więc kim zostaniesz?!
-Chcę być sportowcem.
-Sportowcem? Proszę cię... taka łamaga jak ty?! - wyśmiał.
-Dla twojej wiadomości jestem kapitanem drużyny piłkarskiej w szkole.
-Błagam! Ty sobie kpisz?! I jaką to będzie miało przyszłość?!
-Ciebie obchodzą tylko pieniądze! - poczułem mocne pieczenie mojego lewego policzka. Nie zdziwiło mnie już,  że mnie uderzył. Przyzwyczaiłem się.
-Bijesz jak baba. No dawaj! Nie pokażesz więcej?! Przecież umiesz!  - kszyczałem jak najgłośniej. Nie skończyło się na jednym uderzeniu. Już opadłem na podłogę. Ostatnie co słyszałem to:
-Nie zasługujesz na bycie moim synem...

▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼▼

Mamy pierwszy rozdział!
Udało mi się :D
Piszcie opinie w komentarzach.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Harry















Harry's Pov
  Z uśmiechem na ustach obserwowałem jak mój przyjaciel próbował zniszczyć piniatę, aby dobrać się do znajdujacych w niej słodkości. Na oczach miał zawiązaną czarną opaskę, co dodatkowo utrudniało mu zadanie. Pomyślicie "Z jakiej okazji ta piniata?" A więc... ta. Są urodziny. Moja osiemnastka, na której nie może zabraknąć grona najlepszych przyjaciół. Tak, ja też w to nie wierzę, ale Harry (czyt. ja) jest już dorosły. Koniec z dzikimi imprezami, panienkami itp., bo przecież dorosłemu nie wypada.
  Wybuchłem gromkim śmiechem, gdy Niall w końcu zamiast w piniatę, walnął w Louisa. Akurat ten brał się za podryw Arieli, ale chyba ktoś pokrzyżował mu plany. Każdy wie, że lepiej mu nie przerywać kiedy rozmawia z dziewczyną. Niall zdezorientowany zdjął opaske z głowy i od razu cały pobladł na twarzy. Już wiedział co się święci. Ruszył więc do ucieczki.
-Uciekaj, uciekaj... i tak kiedyś cię dopadnę Horan! - krzyknął za nim Louis. Rozbawiony pokręciłem głową z dezaprobatą.
-Hej jubilacie! I jak się bawisz?! - spytał mnie Liam - kolejny z moich przyjaciół.
-Hah... zamyślony jestem, ale jest dobrze.
-To dobrze. Ale nie myśl tyle, tylko się baw!
-Tak, tylko...
-Hej, ludzie! Czas na basen. Ale pierwszeństwo ma nasz kochany Harry! No dalej! Na co czekacie?! - chłopaki wzięli mnie na ręce i ruszyliśmy w stronę tarasu. Wyrywałem się i krzyczałem, ale nie pomogło. Reszta tłumu wiwatowała. Ostatecznie wylądowałem w basenie. Nawet głębokim. 3 metry. Wypłynąłem na powierzchnię, łapczywie biorąc oddechy. Mówiłem już jak ja ich nienawidzę? Reszta poszła w moje ślady i znalazła się w wodzie. Zrobiło się tłoczno, więc wyszedłem.
-Hej, stary! Dokąd?!
-Wiesz Liam... jakoś nie udziela mi się wasz entuzjazm - powiedziałem ostro i odszedłem. Mam już dosyć tego wszystkiego. Po co zapraszać tylu ludzi? Połowy, jak nie więcej nawet nie znam. Wiem tylko, że to jacyś ludzie z mojej szkoły, którzy "coś znaczą". Tak to jest być fejmem. Wszyscy się do ciebie garną.
  Wróciłem na moje dawne miejsce w kuchni. Mam dosyć. Tej imprezy... wszystkiego. Ciekawe jak to będzie teraz. Dorosłość. Co to wogóle znaczy? Wyprowadzę się? Ustatkuje i założę rodzinę? Przejmę firmę ojca? Kim będę?
-A kim jesteś teraz? - zapytał ten irytujący głosik w mojej głowie. No właśnie... kim?
  Jestem Harry Styles - syn dupka Edwarda Stylesa, mieszkający z nim i z jego zdzirą. Mam już 18 lat, co za tym idzie jestem dorosły. Jestem kapitanem drużyny piłkarskiej w szkole, a także jej przewodniczącym. Jestem multimiliarderem i za pewne odziedziczę firmę mojego taty. Jestem dobrym i lojalnym przyjacielem. Uczę się... nieźle. Do tej pory korzystałem z życia, jak mogłem.
Teraz przychodzi ten moment, gdzie zastanawiam się, co ja właściwie zrobiłem jak na razie dla ludzkości. Bo co ja im dałem? Nowy sprzęt do siłowni? Pff... przecież stać mnie na więcej.  O wiele. Z resztą, czym ja się przejmuję? Mam całe życie przed sobą i zdołam jeszcze wiele.
  Z nową energią wkroczyłem do salonu, który dzisiaj robił za parkiet. Od razu zauważyłem śliczną brunetkę, która akurat tańczyła sama. "Dziś jesteś moja" - pomyślałem.

▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶

  Rano obudziłem się z ogromnym bólem głowy. No, tak. Kac morderca. Wziąłem zimny prysznic na ożywienie. Dzisiaj wracają rodzice. Zapytasz dlaczego nie byli na urodzinach syna? A, bo tak wyszło. Z resztą jak zwykle. Nie ma ich jak ładnie poproszę, albo po prostu potrzebuję.
  Schodząc na dół nie zdziwił mnie porządek, który tam panował. Służba. Zalety bycia miliarderem. Bo kto bogatemu zabroni?
  W kuchni poprosiłem Marion - naszą gosposie - o aspirynę. Zasiadłem do stołu w jadalni i spożyłem śniadanie. Spojrzałem przy okazji na zegar wiszący na ścianie. 12:43?! Ile ja spałem?!
  Ojciec i Clara (imię lafiryndy Edwarda) wrócą o drugiej po południu. Pewnie zastanawia cię dlaczego nie mam mamy, jak w normalnej rodzinie? Otóż nie jesteśmy normalną rodziną. Po prostu tata wolał "wymienić" mamę na nowszy model. Po tym odeszła. Do tego to było jak miałem zaledwie dwa lata, czyli w erze gdy jeszcze nic nie rozumiałem i nie pamiętałem. I mama, i kochanka ojca odeszły.
Był jeszcze normalny, aż to moich szóstych urodzin. W ów czas przyprowadził mi "prezent", dzięki któremu obaj mieliśmy być szczęśliwi. To była Clara. Chociaż wiele nie rozumiałem, to od razu mi się nie spodobał. Przyniosła tort, który delikatnie ujmójąc był ochydny i na sam koniec go na nią zwróciłem. Tak, obrzygałem Clarę. Aż sam uśmiech ciśnie się na usta.
W tedy ojciec po raz pierwszy mnie uderzył. Małe, niewinne dziecko. Wychowałem się na surowych zasadach, ale jakiejś bolesnej traumy nie mam. Jestem normalnym nastolatkiem. To znaczy... tak myślę.

▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶▶

I jak? Wiem, że krótko.  Trochę się zbierałam, żeby to napisać,  bo jak wiecie przez ten upał nie można myśleć!
Oby do 12-stego i może padać ile chce :)
Tu chciałam wam trochę przybliżyć postać Harrego. Wiecie... jego otoczenie i wogóle jak sprawy się mają :D
Pozdrawiam i do następnego :*

sobota, 8 sierpnia 2015

Wstęp

Witam, witam :D
Może znacie mnie z bloga Dreams, w którym ff jest o Zaynie M. i Perrie E. 
Niestety w realnym świecie się rozstali :'(
Ale nie opuszczam tamtego bloga, tylko robię przerwę. Może wystarczy tydzień... mniejsza. Przechodzimy teraz do tego ff, które dotyczy... uwaga fanfary...
Harrego Stylesa!!! Nigdy jeszcze nie miałam do czynienia z takim ff, więc nie ukrywam będzie... trudno. Ale lubię wyzwania. 
Zapraszam na krótki wstęp i promo:

Strzał w ciemności...
Przeszłość; jestem zagubiony w przestrzeni
I gdzie mam zacząć?
Przeszłość, i pościg.
Dopadłaś mnie...
Jak wilk, drapieżnik, łowca
Czułem się jak jeleń w blasku miłości.
Nie kochałaś mnie, więc zastygłem w czasie.
Głodna mojego ciała, mej krwi.
No tak...
Ale ja przecież nie mogę konkurować z wilczycą,
Która powaliła mnie na kolana.
Co widzę w tych żółtych oczach?
(Zmieniony tekst: David Guetta ft. Sia - She Wolf)










Pierwszy zdecydowanie lepiej wyszedł :D
No ale trudno. Przynajmniej są jakieś takie...
Pozdrowienia :*